poniedziałek, 1 lutego 2016

"You have to go to school to finally rest"

Tytuł tego post to wczorajsze słowa mojego host taty. Przez cały weekend spałam mniej niż bym chciała, ale powiem, że było warto, bo to jeden z najlepszych weekendów mojej wymiany!

Piątek, 29 stycznia

Po szkole przyjechała do mnie Ophelie - exchange student z Belgii - która mieszka w sąsiednim miasteczku. Razem poszłyśmy do mojej szkoły na mecze koszykówki. Najpierw JV dziewczyny, potem dziewczyny Varsity i na końcu chłopacy Varsity. Mecze rozgrywały się pomiędzy moją szkołą Maumee High School i szkołą Ophelie - Bowling Green High School. O dziwo moja szkoła wygrała wszystkie mecze, choć chłopacy grali w dodatkowym czasie (o dziwo, ponieważ moja szkoła słynie raczej z tego, że przegrywa wszystko co możliwe). Tematem meczów byli weteranie, więc w przerwie byli oni nagrodzeni dyplomami za dotychczasowe zasługi dla kraju. Ponieważ mecz się trochę opóźniły i musieliśmy odwieźć Ophelie, w domu byłam około 23.00.

      
Od prawej: Ophelie (Belgia), ja, Megan, Maddi
Ja i Ophelie




Sobota, 30 stycznia

W sobotę musiałam wstać nawet wcześniej niż wstaję w ciągu tygodnia, ponieważ o 7:30 musiałam być przed moją szkołą. Nie, nie dlatego, że jestem nadgorliwym uczniem. Wreszcie odbyła się pierwsza wycieczka naszego Ski Clubu! Choć autobus spóźnił się 15 min, ruszyliśmy z uśmiechami na twarzy, na północ w stronę Michigan. Jazda zajęła nam około 1,5 godziny. Na miejscu wypożyczyliśmy sprzęt i 14 z 20 osób ruszyło na lekcje. Jako że na nartach jeżdżę odkąd miałam 3 lata, razem ze znajomymi wybraliśmy się na stok. Region USA, w którym się  słynie raczej z tego, że jest płaski, więc nie wiem nawet czy można to nazwać górami (raczej pagórki), ale dzień zdecydowanie uważam za udany. O 13.00 spotkaliśmy się wszyscy w restauracji na lunch i grupowe zdjęcie, a ze stoków zeszliśmy dosłownie w chwili zamknięcia, czyli o 17:30. Potem szybkie oddanie sprzętu i ruszyliśmy na obiad do miejsca gdzie idą wszystkie wycieczki szkolne, czyli McDonald's.
Ja i Suzie
 

Maumee Ski Club 2016
Od lewej: Kall, ja i Mark
Alpine Valley, Michigan

Ciekawostki a propos tej wycieczki:
- z 20 osób 3 potrzebowały pomocy medycznej (Frannie skręciła kostkę i chodzi teraz o kulach; Suzie nie wyhamowała i uderzyła nosem o bruk - na szczęście nic nie złamała; Jake stwierdził, że nie potrzebuje lekcji i już za pierwszym razem jak wjechał - na oślą łączkę- złamał kciuk)
- oprócz tego Megan wjechała na parking, Lily zapomniała wysiąść z wyciagu i musieli ją dosłownie ściągać, a Kristen zgubiła nartę jak wsiadała na krzesełka
- miejsce, którym byliśmy to Alpine Valley, White Lake Michigan (website)
- w USA nie ma obowiązku jeżdżenia w kaskach (nawet dla dzieci) i większość osób tego nie robi - ja z przyzwyczajenia wzięłam, mimo, że trzeba było dopłacić $10
- resort, w którym byliśmy wydał mi się stary XD nie było nawet barierek na krzesełkach (co w Europie jest obowiązkowe), nie ma mowy o ogrzewanych siedzeniach, matach przy wsiadaniu, czy nawet siatek na słupach czy przy krzakach
- był to dopiero drugi raz w McDonaldzie odkąd przyjechałam do USA
- ku mojemu zdziwieniu, Amerykanie nie lubią McDonalda; powiedziałam bym, że nim gardzą (w Polsce byłam tam kilka razy na miesiąc XD)

Wróciliśmy około 20.30 i w domu byłam jakieś 30 min. Wzięłam prysznic, przebrałam się i ruszyłam do domu Anny, która organizowała nocowanie dla kilku znajomych, w tym mnie :)
Graliśmy w "Truth or Dare", "Cards Against Humanity" i "Never Have I". Była pizza, chipsy i pełno innych słodkości. Poszłyśmy spać około 5.00.


Niedziela, 31 stycznia

Około południa zjadłyśmy jakże amerykańskie śniadanie w postaci pancaksów (nie piszę naleśniki, bo to co innego XD) i około 14.00 byłam w domu.

Krótka, godzinna drzemka, bo o 16:00 przyjechał Dan z Toledo Rotary i zabrał mnie na mecz hokeja. Toledo Walleye przeciwko Quad City Mallards. Wygraliśmy w doliczonym czasie! (3-2) Siedzieliśmy w strefie biznesowej, czyli mieliśmy do dyspozycji lodówkę z napojami, hot dogi, hamburgery i przepyszny sernik.

Przed meczem

Gra fanów podczas przerwy
W domu byłam około 20.30 - byłam mega zmęczona, ale oczywiście zawsze jest mniej czasu niż rzeczy do zrobienia, dlatego w końcu i tak poszłam spać około północy.

Tak wyglądał mój cudowny weekend. Pozostaje mi tylko liczyć na więcej!

Kilka informacji:
- od początku tego roku mam instagrama (za namową wymieńców XD)
- nadrobiłam trochę sklejanie moich filmików, ale nie wiem dlaczego nie mogę ich umieścić na pasku po prawej stronie
Month 4 (podobno dostępny tylko w USA, postaram się to zmienić dla Polski)
- zapraszam do czytania relacji innych wymieńców Rotary (link) - są nawet relacje tych mieszkających w Polsce

Pozdrawiam i życzę miłych ferii!