piątek, 17 lipca 2015

Przypadek goni przypadek

Gdy powiedziałam moim znajomym, że jadę na wymianę wielu z nich zadawało to samo pytanie: "Jak się dowiedziałaś o tej organizacji? Jak to się stało, że jedziesz?". Odpowiedź na to nie jest jednak taka prosta. Ale zacznę od początku...
1 września 2014 zaczęłam drugą klasę liceum. Tego dnia w mojej klasie pojawiła się nowa osoba, co było dosyć zauważalne, ponieważ moja klasa liczy zaledwie 23 osoby. Ową osobą okazała się Marianna, która w pierwszej klasie chodziła do innego liceum, ale rok później wyjechała na wymianę do Minnesoty wraz z organizacją Amicus. To był pierwszy raz kiedy poznałam wymieńca i pierwszy raz kiedy tak naprawdę usłyszałam o wymianie. Marianna na lekcji wychowawczej opowiadała nam o wszystkich jej przygodach, pokazywała zdjęcia i widać było, że nadal wszystkie wspomnienia są w niej żywe. Ale po usłyszeniu ceny (około 40 000 zł) nikt z naszej klasy nie wydał się zainteresowany, żeby gdzieś wyjechać. I tak spokojnie mijały szkolne dni, do czasu, a konkretnie do początku stycznia.
To był zwykły zimowy wieczór, który spędzałam z moim tatą przed telewizorem. Mój brat grał na komputerze, a moja mama rozmawiała przez telefon z koleżanką. I nagle wyszła z pokoju i oznajmiła: "Zuzia, musisz jechać na rok do Stanów!". Ja i mój tata przez jakieś 30 sekund patrzyliśmy na nią w osłupieniu. Do Stanów?! Na ROK?! Okazało się, że koleżanka, z którą rozmawiała to Pani Kamila. Otóż ma ona dosyć interesującą tradycję sylwestrową. W noc z 31 grudnia na 1 stycznia wyprawia przyjęcie w swoim domu, na które zaprasza osoby, z którymi nie utrzymywała zbyt wiele kontaktu podczas ostatnich 12 miesięcy. Są to głównie znajomi z liceum lub ze studiów. Wśród owych znajomych znalazł się Pan Radosław, który we wrześniu 2014, również przez zbieg okoliczności, został Rotarianinem. Okazało się, że mimo iż jest to jego pierwszy rok ma zająć się wymianą. Dostał trzy miejsca, ale mimo poszukiwań z Poznania zgłosiła się tylko jedna osoba. W ten sposób, gdy Pani Kamila usłyszała, że mają to być osoby w wieku 15-18 lat, pomyślała o MNIE! (nie wiem jakim cudem, bo widział ją może z trzy razy w życiu) i od razu postanowiła zadzwonić do mojej mamy.
Mój tata nie wydawał się zachwycony tym pomysłem. Powiedział tylko: "Przecież ona ma maturę." Ale za to moja mama uważała, że muszę wyjechać, bo taka okazja może się już nie powtórzyć, a kiedy mam zwiedzać świat i poznawać nowych ludzi jak nie w młodości. Osobiście nie wiedziałam, co o tym myśleć. Usiadłam do komputera około 19.00 i zaczęłam szukać informacji o co w tym naprawdę chodzi. I wtedy zobaczyłam te wszystkie zdjęcia, filmiki i blogowe wpisy. Siedziałam chyba do 02.00 i nie mogłam przestać o tym czytać. TAK, chciałam jechać.
Postanowiłam, że dopóki nie będę w 100% pewna, że wyjeżdżam nie powiem nikomu ze znajomych czy rodziny poza oczywiście rodzicami i bratem. 
Następnego dnia moja mama zadzwoniła do Pani Kamili i poprosiła o kontakt z Panem Radosławem. Ponieważ nie znaliśmy zbyt wielu szczegółów, a na stronie nie mogliśmy znaleźć odpowiedzi na nasze pytania umówiłam się na spotkanie z Panem Radosławem w celach informacyjnych. 
I tak nadszedł czwartkowy wieczór, gdy udałam się na Wydział  Anglistyki UAM, gdzie wykłada Pan Radosław (oczywiście najpierw się zgubiłam i weszłam do złego biura). Gdy trafiłam w odpowiednie miejsce, zdążyłam tylko usiąść, a Pan Radosław powiedział: "To co, jedziemy?". Uświadomiłam mu, że jeszcze na 100% nie jestem zdecydowana, bo dowiedziałam się kilka dni temu, ale Pan Radosław powiedział, że w sumie to już jest po terminie i muszę się zdecydować do NIEDZIELI (miałam trzy dni z kawałkiem). Wróciłam więc do domu i postanowiłam z rodzicami przeanalizować wszystkie "za" i "przeciw". Te pierwsze wydają się oczywiste, wśród minusów pojawiły się koszty, tęsknota za domem oraz utrata znajomych, nauczycieli, ponieważ mimo iż wrócę do klasy maturalnej w tej samej szkole to już z innymi ludźmi i innym gronem pedagogicznym. Najbardziej wśród nauczycieli będzie mi brakować Profesora od matematyki. Jest to najlepszy nauczyciel jakiegokolwiek miałam i nie wyobrażałam sobie mieć innego matematyka. Następnego dnia w szkole nie mogłam przestać myśleć o wymianie, lecz gdy weszłam do klasy zobaczyłam, że wiele osób ma przygnębione miny. Zapytałam o co chodzi i nie uwierzycie co się stało. Okazało się, że mój nauczyciel od matmy od września 2015 idzie na roczny urlop zdrowotny!!! Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. Po powrocie do domu moja mama stwierdziła, że to jest ostateczny powód, by jechać na wymianę. Zadzwoniłam do Pana Radosława i powiedział tylko: "OK, jedziesz".


P.S. Nie sądziłam, że ten post wyjdzie taki długi. Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam :)

2 komentarze:

  1. Chyba najlepsza historia początku wymiany z jaką się spotkałam. A i jaka spontaniczna! Inni czasami latami nad tym myślą... Ale może i lepiej być rzuconym na głęboką wodę? Nie ma czasu się rozmyślić :D W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powrotu już nie ma! Każda historia wymiany jest inna i równie interesująca, ale cieszę się, że moja tak Ci się spodobała :)

      Usuń