wtorek, 18 sierpnia 2015

Jestem w USA!

Po dotarciu na lotnisko Chopina w Warszawie razem z rodzicami udaliśmy się do stanowiska KLM, żeby wykupić drugi bagaż rejestrowany (koszt około 350 zł). Pan w okienku, gdy  usłyszał o naszej historii związanej ze zmianą rezerwacji powiedział, że czasem tak się zdarza (SERIO?!). Moi rodzice mają zamiar napisać zażalenie (może dostaniemy odszkodowanie, to wie), zwłaszcza, że mój tata skrupulatnie przejrzał swojego maila i nie ma śladu o żadnej wiadomości dotyczącej zmiany rezerwacji.
W każdym razie oddaliśmy mój bagaż (okazało się, że obie walizki miały lekki nadbagaż - 23,2 kg i 23,5 kg, ale pani to zignorowała).
Mój bagaż
Następnie ostatecznie się pożegnaliśmy, a ja przeszłam przez strefę bezpieczeństwa. To, co mnie najbardziej zaskoczyło to fakt, że po raz pierwszy mój paszport sprawdzono, gdy wsiadałam na pokład w Paryżu. W każdym razie lot z Warszawy do Paryża minął szybko - przespałam większość dwugodzinnej podróży.
Mój samolot na trasie Warszawa-Paryż

Zadziwiająco smaczna kanapka na lotnisku
Po planowym przylocie do Paryża bez problemu znalazłam gate i udałam się na pokład następnego samolotu (boarding otworzyliśmy ponad godzinę przed odlotem). Gdy weszłam do samolotu trochę się zawiodłam, bo nie dosyć, że nie miałam miejsca przy oknie to siedziałam na przeciwko stewarda, więc nie miałam żadnej prywatności. Jednak po godzinie lotu zmieniłam zdanie i polubiłam moje miejsce. Nie dosyć, że daleko od płaczących dzieci to jeszcze mogłam cały czas siedzieć z wyprostowanymi nogami. Miejsce koło mnie było wolne, więc miałam tam wszystkie moje rzeczy, a steward okazał się bardzo miły (bo swojego mundurka miał założone kowbojki) i zawsze zaczynał rozdawanie jedzenia ode mnie, więc miałam pełen wybór. Oprócz tego było blisko do toalet, a okna i tak były zasłonięte przez większość czasu, bo niektórzy spali. Ja obejrzała film (Big Hero 6), słuchałam muzyki i udało mi się zasnąć na dwie godzinki.


Po wyjściu z samolotu udałam się do przeprawy granicznej, gdzie spędziłam godzinę w oczekiwaniu na przeskanowanie moich odcisków palców i sprawdzeniu paszportu. Następnie walczyłam z małym wózkiem i dwiema dużymi walizkami, po czy w końcu wyszłam przywitać się z rodziną. 
Na lotnisku w Detroit czekała na mnie Rebecca, czyli moja Counselor, która wręczyła mi prezent w postaci koszulki Mudhens, czyli drużyny baseballu Toledo.
Prezent od Rebecki
Oprócz niej był jeszcze przedstawiciel Rotary, który opowiadał mi o swojej rodzinie w Toruniu (w ogóle przywitał mnie słowami: "Dzień dobry"). Oczywiście była jeszcze moja cudowna host rodzina w składzie: Host Dad Dennis, Host Mum Glenda i Host Sis Rachel. Czekali na mnie z napisem "Welcome Zuza!" (Rebecca zrobiła nam zdjęcie, więc jak mi wyśle to je wstawię). Następnie poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Maumee, czyli na przedmieścia Toledo. Ponieważ lądowałam w Detroit w stanie Michigan to już pierwszego dnia byłam na terenie dwóch stanów :) Podróż do domu zajęła nam około godzinkę. Rozmawialiśmy o piłce nożnej w Europie, broni w USA i o najdziwniejszych programach telewizyjnych. Po drodze odebraliśmy mojego Host Brata Daniela i pojechaliśmy do domu. Ulica, na której mieszkam wygląda tak jak na wszystkich amerykańskich filmach. Ludzie mają powywieszane flagi, przeszklone ganki i równo przystrzyżone trawniki. Glenda szybko oprowadziła mnie po domu (mają piwnicę, która przerobili na pokój gier wideo/siłownię). Dostałam powitalny prezent w postaci jedzenia i kosmetyków. Następnie pojechaliśmy na obiad do Steak Housu. Ponieważ nie byłam bardzo głodna zamówiłam sałatkę, co jak stwierdził Dennis nic nie da, bo porcje są tak duże, że zawsze zabierają do domu. 
Moja sałatka i niekończąca się dolewka
Po powrocie do domu rozpakowałam się i razem z Rachel i Danielem poszliśmy na lody, które są dosłownie na rogu ulicy. Oczywiście zamówiłam małe, ale małe to takie polskie ogromne.
Małe lody z budki na rogu
Dopiero teraz miałam czas, żeby spokojnie usiąść i napisać posty.
Na razie wszystko jest ok, rodzina jest lepsza niż kiedykolwiek sobie wyobrażałam. W październiku chcą mnie zabrać na mecz baseballu, a jeszcze w sierpniu na spływ kajakowy. 
Ten tydzień też jest bardzo napięty. 
Jutro o 11.00 mam spotkanie w szkolnym sekretariacie, żeby wybrać przedmioty. W środę jest dzień otwarty połączony z poznawaniem nauczycieli i zwiedzaniem budynku. W czwartek jest pierwszy dzień szkoły. W piątek moja rodzina odbierze mnie ze szkoły i zawiezie na mój Rotary Inbounds Orientation Meeting, na którym poznam pozostałych wymieńców. Już nie mogę się doczekać :)

10 komentarzy:

  1. Hejka, super, że już jesteś na miejscu! :) Czy możesz mi powiedzieć czy pakowałaś prezenty dla hostów do bagażu podręcznego tak żeby od razu im dać czy do walizki żeby dać im potem? :) PS. Pewnie dlatego ci nie sprawdzali, że do krajów UE nie potrzeba paszportu ;) PPS. Pisze się steward, nie stewardess :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pakowałam do walizki i dałam im jak byliśmy już w domu. Tak jest lepiej, bo na lotnisku jest straszne zamieszanie.
      Z tym paszportem to właśnie dziwna sprawa, bo jak leciałam do Londynu to wszędzie sprawdzali po kilka razy.
      Przepraszam za tego stewarda, już zmieniam (zmęczenie).

      Usuń
    2. GB nie jest w Shengen, a Fracja jest. To dlatego C:

      Usuń
  2. Co kupiłaś host rodzinie? Ile lat ma Rachel i Daniel?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rachel ma 16, a Daniel 11. Są uroczy :) Dla całej rodziny miałam kabanosy, magnes na lodówkę z orzełkiem i Ptasie Mleczko. Oprócz tego dla Daniela miałam breloczek i czapkę, dla Rachel - torbę i breloczek, dla Glendy bursztynową zawieszkę, a dla Dennisa karty do gry, czapkę i podstawki korkowe. Poza tym każdemu dałam jeszcze przypinkę i wizytówkę :)

      Usuń
  3. Rada dla taty: niech napisze najpierw skarge do linii (na pewno odpisza, ze nie ich wina i nic sie nie nalezy), krok drugi: po otrzymaniu odpowiedzi odmownej od linii, tata niech napisze skarge do ULC (Urzad Lotnictwa Cywilnego), po interwencji ULC linie czesto wyplacaja kase (to taki organ nadzorczy)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy w Rotary można wybierać stan, do którego się jedzie?
    Ile kosztowała cię wymiana?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie można wybrać stanu, ale często jest kilka do wyboru. W moim przypadku znaleźli Ohio i zapytali czy mi pasuje czy mają szukać dalej. Nie chciałam znowu czekać na placement, więc się zgodziłam.
      Jeśli chodzi o koszty to opisuję je w tym poście: http://mylifeinayear-exchange.blogspot.com/2015/07/koszty-rotary-youth-exchange.html

      Usuń
  5. Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.

    OdpowiedzUsuń