wtorek, 1 września 2015

Maumee High School

MHS to patrząc z amerykańskiej perspektywy dosyć mała szkoła. Jest to w sumie zespół szkół, ale każdy poziom edukacyjny ma swój własny budynek.
Mój szkolny Handbook
Od poniedziałku do piątku zaczynam lekcje o 7:43, a kończę o 14:30. Lekcje trwają 70 min, a przerwy zaledwie 5 min.
Mój plan wygląda następująco:

7:43 - 8:53      Behavioral Psychology 
8:58 -10:10     Intro to Calculus (o 9.00 są ogłoszenia, więc ta lekcja trwa 72 min)
10:15 - 11:25  Independent Living
11:30 - 12:00  English 12 Col Prep I
12:05 - 12:30  Lunch
12:35 - 13:15  English 12 Col Prep II
13:20 - 14:30  Spanish 3

Moja sala od Psychologii 
Rok szkolny dzieli się na trzy trymestry, więc 16.11. zacznę drugi trymestr z nowym planem. Podczas dwóch pozostałych trymestrów planuję mieć następujące przedmioty: hiszpański (kontynuacja), angielski (kontynuacja), trygonometria lub statystyka, International Foods, księgowość, problemy Ameryki, geografia świata, prawo biznesu, Government, Computer Applications.
Mój autobus przyjeżdża o 7:08, więc już około 7:15 jestem w szkole. Myślałam, że tylko osoby, które jeżdżą busami będą tak wcześnie (czyli mniejszość), ale okazuje się, że już o 7:20 większość uczniów jest w szkole. Wiele klubów ma wtedy swoje spotkania (ja jestem w Interact - mamy spotkania w piątki rano).
Typowe Amerykańskie żółte autobusy
Jedynym wyjątkiem jeśli chodzi o plan lekcji są środy. Wtedy lekcje trwają 64 min, a od 9:22 do 10:28 jest homeroom. Tą lekcje można porównać do lekcji wychowawczej. Nauczyciel/nauczycielka podchodzi do każdego ucznia i zagaduje, pyta jak mija rok szkolny czy ma się jakieś problemy. Reszta klasy odrabia zadania domowe, uczy się, śpi, je lub rozmawia z innymi.
Mój homeroom
W szkole są oczywiście szafki (opłata wynosi $4,90, ale ja jako exchange student mam za darmo). Na niektórych przedmiotach potrzebne są książki (np. angielski czy matma), ale dostaje się je na rok za darmo. Oprócz tego dochodzą ćwiczenia do języków obcych (też za darmo). Jedynym wydatkiem szkolnym są ewentualne lunche (ja dostaję jedzenie od hostów), ołówki mechaniczne (nikt tu nie używa normalnych), kilka zeszytów (ja mam jeden wspólny do angielskiego i psychologii, a oprócz tego jeden do matmy) oraz ewentualnie inne przybory do pisania (ja noszę cały piórnik, ale jestem w mniejszości). Jedynie na matmę musiałam mieć kalkulator graficzny, który kosztuje około $100. Na szczęście moi hości powiedzieli, że mi kupią i jak będę wjeżdżać to oddam mojemu host bratu, który będzie potrzebował kalkulatora w high schoolu. Jako ciekawostkę powiem, że jestem jedną z nielicznych osób, która do szkoły nosi torbę (większość, w przeciwieństwie do polskich szkół, nosi plecaki). Charakterystyczną cechą amerykańskich nastolatków jest też posiadanie wszelkiego rodzaju segregatorów i teczek. Rzeczywiście, jak się później przekonałam, nauczyciele dają wiele kserówek czy kart pracy. Na szczęście moja rodzina kupiła mi folder, gdzie trzymam wszystkie szkolne papiery.

Moje szkolne wyposażenie
Kolejną cechą uczniów w USA jest ich ubiór. W pierwszy piątek mieliśmy Picture Day, gdzie robiono nam zdjęcia do naszych ID (sala gimnastyczna zamieniła się w profesjonalne studio fotograficzne). Ja postanowiłam przyjść w rotariańskiej marynarce i czarnej sukience, więc byłam najbardziej elegancko ubraną osobą w szkole. Oczywiście słyszałam, że na co dzień amerykańscy uczniowie nie przejmują się swoim wyglądem, ale myślałam, że do zdjęć ubiorą się trochę lepiej.
Ale jak w sumie wyglądają? Jest nieliczna grupa (głównie dziewczyn), która na pewno spędza długie godziny dbając o swój wygląd - idealny outfit, idealna fryzura, idealny makijaż. Jest część osób, która reprezentuje różnego rodzaju subkultury (włosy koloru różowego, niebieskiego, białego to norma). Oczywiście są też sportowcy, którzy wyglądają jakby dopiero szli na trening (kto wie?). Reszta to dresy, legginsy i jeszcze raz dresy. Choć dress code w szkole mówi, że do legginsów należy mieć bluzki zakrywające chociażby pośladki większość osób o tym zapomina. Co więcej nikt nie nosi obcasów (choć te niskie są dozwolone przez regulamin). Oczywiście swoim ubiorem kochają przekazywać jaką drużynę wspierają, kto jest ich ulubionym muzykiem czy gdzie spędzili wakacje.
Jako mała zauważka dodam jeszcze, że strasznie popularne są wysokie skarpetki do krótkich spodni (pisząc wysokie mam na myśli takie do połowy łydki).

Cafeteria, czyli szkolna stołówka
Jeśli chodzi o szkolne jedzenie to jest oczywiście duży wybór. Jednak jak się domyślacie, większość wybiera niezdrową żywność. Widziałam jak jedna dziewczyna wzięła raz sałatkę (nie wyglądała zachwycająco, ale dało się przeżyć), lecz po chwili ją wyrzuciła i kupiła sobie hot-doga. Nie mówię, że wszyscy się źle odżywiają, bo są też tacy co nic nie jedzą, ale przeważnie jeśli już coś kupują to jest to niezdrowe. Co więcej strasznie dużo jedzenia się marnuje. Kupują więcej niż są w stanie zjeść i codziennie w połowie pełne paczki chipsów czy nawet niezaczęte kanapki lądują w śmieciach.

Nie wiem czy ze swoim lunchem, które przeważnie składa się z małego pojemniczka z płatkami, kanapki, soczku w kartoniku i jakieś przekąski (ostatnio mam jabłka, wcześniej chipsy czy precelki - zależy co hości kupią) wyróżniam się na tle amerykańskich uczniów. Ale na pewno wyróżniam się jeśli chodzi o wygląd. Pomijając fakt, że jest mi zawsze zimno (w szkole jest niepotrzebna klimatyzacja, bo na zewnątrz wcale nie jest tak gorąco - około 25 stopni Celsiusza) i rano zakładam mój pikowany płaszcz to jeansy i T-shirt to często wyróżniający się strój. Dzisiaj rano na korytarzu zaczepiła mnie jedna z nauczycielek, z którą odbyłam bardzo miłą rozmowę:
[mniej więcej w wolnym tłumaczeniu na polski]
Teacher: Przepraszam, że Cie zatrzymuję, ale widziałam jak wchodzisz do szkoły i masz przepiękny płaszczyk. Czy jesteś exchange studentem?
Me: Tak :) Dziękuję, noszę go,, bo rano jest trochę chłodno.
T: Jest świetny! W ogóle jesteś bardzo stylowa. Uwielbiam twoją torbę i te oxfordy [chodzi o buty, jakby ktoś nie wiedział]! Skąd jesteś?
M: Z Polski.
T: Tak myślałam, że z Europy. Oby tak dalej. Ktoś musi wyglądać trendy w tej szkole!

W ten miły sposób zaczęłam mój trzeci tydzień w Maumee High School. Zaczęłam od dnia dla nowych uczniów, potem miałam trochę lekcji organizacyjnych, a w zeszłym tygodniu już normalne lekcje. Mam już nawet zapowiedziane testy. 
Jeśli chodzi o życie poza lekcjami to byłam już na meczu footballu amerykańskiego i jestem z Interact Rotary. W październiku zaczynam treningi softballu, a zimą prawdopodobnie będę w drużynie bowlingu. Oprócz tego rozważam wstąpienie do klubu hiszpańskiego :)

W przyszłym poście postaram się mniej więcej opisać jak wygląda poszczególna lekcja i jacy się nauczyciele.

5 komentarzy:

  1. Ja jestem na etapie wyboru klubów i właśnie też się zastanawiałam nad Interact i hiszpańskim, ale w klubie hiszpańskim są sami Latynosi. Co do Interactu jeszcze nie wiem. Ciekawe czy kiedyś mieli u siebie w klubie exchange studenta nie z Rotary :p Myślałam też o baking, ale okazało się, że tam wcale się niczego nie nauczę i nie zjem tylko tam już trzeba coś umieć, żeby później posprzedawać wypieki na cele dobroczynne. Wybór klubu to bardzo skomplikowana sprawa :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Myślałam jeszcze nad klubem astronomicznym albo School Spirit Team, ale nie wiem jak się z tym wszystkim czasowo wyrobię :) A co do Interactu to w mojej szkole zawsze dołączają wymieńcy, a ja jestem jako pierwsza z Rotary :D

      Usuń
  2. To ile ludzi jest w twojej szkole?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Około 250 na rocznik, czyli łącznie około 1 000 osób.

      Usuń
    2. Noo to rzeczywiście "mała"

      Usuń